Witam, towarzyszy. W dniu dzisiejszym przychodzę do was z nieco innym tematem niż zazwyczaj. Mianowicie wpadłem na genialny pomysł, żeby pograć sobie w szachy najpopularniejszym internetowym tempem 3+0. Jednak szybko okazało się, że wraz z rozpoczęciem wakacji wolne postanowiły sobie zrobić również moje szare komórki, co poskutkowało spadkiem o jakieś 100 oczek.
W pewnym momencie grania, gdy mój ranking przekroczył (w tym negatywnym sensie) 2400, trafiłem na pewnego gracza grającego pod nickiem "LibertoLafourcade" pod flagą oznaczoną jako Galicja. Partia w dużej mierze nie poszła po mojej myśli byłem figurę w plecy ale postanowiłem ruszyć z ostatecznym atakiem ciężkimi figurami, który poskutkował tym, że gość najzwyczajniej w świecie podwalił mata w jeden ruch.
I wtedy się zaczęło. Zaproponował rewanż przyjąłem ale jego frustracja była tak potężna, że postanowił wypisywać pod moim adresem bluzgi na czacie oraz obrażać całą Polskę, twierdząc, że to jakiś kraj podludzi, faszystów itp.
Ja, po zobaczeniu tych oszczerstw pod adresem moim, jak i mojej ojczyzny, miałem wielką ochotę spowodować, że delikwent zmarnuje na mnie kolejne 8 punktów. Jednak na moje nieszczęście zaraz po debiucie podwaliłem całą wieżę, co też dało temu panu wielką satysfakcję, co pokazał, szydząc sobie ze mnie na czacie.
Ale ja stwierdziłem, że nie dam za wygraną i dosłownie grałem pozycję, w której staliśmy bardzo podobnie, tylko on miał calutką wieżę przewagi. Jak ktoś gra w szachy nieco dłużej niż jedna tysięczna okresu półtrwania izotopu uranu U-232, to chyba zdaje sobie sprawę, że to praktycznie koniec.
Ale przeciwnik poczuł się na tyle pewnie, że narobił sobie pierdyliard słabości, co w pewnym momencie zakończyło partię jednak z troszkę innym rezultatem, niż sobie ów przyjaciel wymarzył.
Po tej niespodziance jego frustracja nie pozwoliła mu przejść obok tego płazem i postanowił napisać na mnie wyświetlone na grafice poniżej ksenofobiczne paszkwile w wiadomości prywatnej.
Partię oczywiście zamieszczam poniżej, ale nie zachęcam do brania autorytetu ani ze mnie, ani z mojego najukochańszego przeciwnika.